Nic nie rozumiem, jak to się stało,
że lato zimę dziś napotkało?
Kłócą się teraz o najważniejsze,
kto jest tu gościem, a kto tutejszy?
Prężą muskuły jak dwaj atleci,
swoje zalety chwalą, jak leci:
Że latem plaża ciepła od rana,
w zimie zaś można lepić bałwana;
gorąco w lipcu, jak w czarcim kotle,
w lutym zwisają metrowe sople.
Nie jestem pewien, kto z nich ma rację,
czy lepsze ferie, czy też wakacje?
A każda pora drwi z przeciwnika,
na głowie stają, a jak? Nie wnikam.
Lato się dusi, zima drętwieje,
przyroda nie wie, co tu się dzieje.
Wszystkie bociany: czarne i białe,
miały lądować, lecz odleciały.
Na horyzoncie słychać wołania…
Zbliża się jesień, mocno zdyszana.
Znów się spóźniła, ma srogą minę,
musi pogodzić lato i zimę.
– Biegłam tu do was, bez chwili przerwy,
gubiłam drogę, traciłam nerwy,
a wszystko przez to, że już od roku,
nie mogłam odejść z Białegostoku.
Lecz kiedy z ziemi mgła się podniosła,
tuż za nią: puk, puk. Kto tam? – Tu wiosna!