Pewien chudy pan z Radomia,
trzymał w swoim domu słonia.
Lecz skarżyli się sąsiedzi:
„Niechże słoń tam cicho siedzi…
i niech ktoś mu zatka trąbę,
spać nie można, ciągle trąbi!
A słoń śpiewał przy kąpieli,
że nad morzem go słyszeli.
A na spacer, gdy wychodził,
to się ziemia trzęsła w Łodzi.
Do pobliskiej restauracji,
poszedł smaczną zjeść kolację.
Siadł, zamówił dań czterdzieści,
po czym wszystkie w brzuchu zmieścił!
Nie pogardził pysznym ciastem,
pełnych blaszek zjadł piętnaście,
a na deser beczkę śledzi.
I szczęśliwy sobie siedzi.
Raz odwiedził filharmonię,
(bowiem trąbić lubią słonie).
Nikt mu z gości nie wybaczył,
że wyręczał wciąż trębaczy.
Nie pominę także faktu,
kiedy poszedł do teatru.
Bilet kupił w dobrej cenie,
zajął miejsce, lecz na scenie!
W czasie suszy i upałów
marzył tylko o kąpaniu.
Raz, niechcący, dla ochłody
wypił cały basen wody.
Ludzie już nie byli mili,
szybko słonia przegonili.
– Wracaj, słoniu, do Afryki…
i miastowe zmień nawyki.