Stanąłem jak wryty.
Naprzeciw ty.
Pobliski słup, zdawał się chwiać, niczym boja na środku oceanu.
Czas zamarł.
Czas. Co to jest czas?
Nie myślę teraz o tym.
Zbliżasz się z lekkością motyla.
Zwiewna, biała sukienka, działa na mnie, jak narkotyk.
Nie wiem gdzie jestem i jak to się stało, że powstał świat?
Zastanawiające – prawda?
Wiatr – stylista, układa twe włosy.
Końska grzywa w galopie.
Kiedy ostatni raz widziałem konie?
To było… Do diabła z tym.
Słyszę szpileczki, grają melodię na dwa takty.
Harfa.
Wzrokiem sięgam wyżej. Dlaczego świeci słońce?
Nie wiem, a może umarłem? A może ty jesteś aniołem?
Nie, nie umarłem, bo trzymam w dłoni kwit z pralni.
Płuca domagają się tlenu. Zaraz, jeszcze chwilę.
Spoglądam na zegarek.
Minęły już trzy sekundy, odkąd ciebie zobaczyłem.
Czas, to odległość do szczęścia.
Kiedyś musi być ten pierwszy raz