Ciągną sanie renifery,
będą biegły całą noc,
a Mikołaj stary siedzi
i prezentów wiezie moc.
Długą brodę ma i siwą,
a pod nosem biały wąs.
Jedzie do nas nocą zimną,
ciesząc się i nucąc w głos.
– Wiozę dzieciom już podarki,
na choinkach bombki lśnią;
Misie, lale i zegarki,
w ten radosny zwyczaj świąt.
Czasem komin jest za ciasny,
święty te problemy zna,
więc przemierza drogą własną,
zaglądając gdzie się da.
Ktoś (podobno) gdzieś go widział,
w saniach, które szybko mkną.
Czy odwiedzi dzieci dzisiaj?
Wszyscy niecierpliwie drżą.
Pierwszy płatek z nieba leci,
dziadziuś na fotelu śpi
i rodzinka jest w komplecie,
będą to cudowne dni.