Pieje kogut na wieś całą.
– Kto śmiał ukraść kurze jajo?!
Biega, krzyczy, zamęt sieje.
Oddawajcie je, złodzieje!
Do kurnika wleciał pędem
i dokładnie przejrzał grzędy.
– Co was, kwoki, tak zatkało?
Samo nóżek nie dostało.
Ruszył potem do obory,
by z bykami toczyć spory.
– Przyznać mi się prędko, który
gwizdnął jajo wprost spod kury?
Jak nie znajdę, obiecuję,
że wam kości porachuję.
Zajrzał jeszcze do stodoły
i na pole, i pod woły.
Pytał ptaki z całej wioski,
kaczki, gęsi oraz nioski
i przeszukał wszystkie dziury,
lecz nie znalazł jaja kury.
Patrzy… a tu lis szczęśliwy,
siedzi z workiem koło śliwy.
– Co tam chowasz, ruda fajo,
przyznaj mi się, skradłeś jajo?
– Ależ co ty, ptaszku złoty,
zbieram śliwki na kompoty.
Za jajkami nie przepadam,
ja owoce teraz jadam.
Lis to przecież cwana sztuka.
Już koguta chciał oszukać,
ale mu się nie udało,
bowiem w worku pękło jajo!
Wyszło z niego, oczywiście,
małe, żółte kurze pisklę.
A tuż za nim nieboraczki,
te od gęsi i od kaczki.
Lis ze wstydu zwiał do nory
i podobno od tej pory
mija z dala ptasie jajka.
Ale to już inna bajka.