Wśród tłumu ludzi błądzę w nieznane,
tonę w głębinie dusz nieznajomych.
Nie wiem dlaczego nikt mnie nie szuka,
a gdy uciekam, nikt mnie nie goni.
Jedynie wierzba czasem spogląda,
kiedy błękitem w parku maluję.
Dziś ukończyłem stare marzenia,
jutro kolejne płótno zmarnuję.
Powracam nocą, w drzwi nie pukając.
Vis a vis – okna błyszczą bursztynem,
a w nich dwa szczęścia się przytulają.
U mnie, po szybie wolno łza płynie.
Wszystkie wgłębienia znam na dywanie,
z pamięci mogę listy cytować.
Wreszcie zasypiam, a ze mną ranek,
nie wymawiając żadnego słowa.