W mojej dzielnicy zamieszkał chłopak,
mówiłem o nim – chłopak na opak.
Wygląd miał chłopca – nic szczególnego,
a jednak było w nim coś dziwnego.
Spędzał przed lustrem długie poranki,
zrywał kwiatuszki, wyplatał wianki.
Uwielbiał śpiewać, wiersze cytował,
tańczył i lalkom buzie malował.
Miał pozdzierane kolana, łokcie,
lecz lakierował co rusz paznokcie.
I dochodziły mnie również głosy,
że wplatał sobie wstążki we włosy.
Lubił przebierać się co godzinkę,
podkradał mamie czerwoną szminkę.
Używał kremów, cieni do powiek.
Czy to nie dziwne? No niech ktoś powie?!
Po kilku latach zrzedła mi mina,
bowiem wyrosła z chłopca dziewczyna!
W dodatku śliczna, zwie się Ilona.
Dziś mieszka ze mną, to moja żona.