Rzecz się stała niesłychana,
pobrudziła mnie dziś plama.
Piłem w kuchni sok wiśniowy,
nagle – kap! Na sweter nowy.
Doskoczyłem do lusterka,
zerkam, a tu plama wielka!
Dmucham, chucham na sweterek,
lecz nie znikło soku wiele.
Plamy to złośliwa plaga,
z którą się niejeden zmaga.
Jedna taka, po herbacie,
jest u taty na krawacie.
Ma też dziadek, na kożuchu,
i babunia na fartuchu;
ma mamusia na szaliku,
a siostrzyczka na buciku.
Wreszcie tata wrócił z pracy
i w drzwiach do mnie: – Cześć, Horacy!
Co się stało? Powiedz, proszę,
mów i przestań dłubać w nosie.
– Zobacz tato, jaka plama,
boję się, co powie mama.
Kiedyś miałem buty w błocie
i sam wiesz co było potem.
Przyszła mama, popatrzyła
i tak do mnie przemówiła:
– Nic się nie martw, mój kochany,
że na swetrze masz tę plamę.
Wiedz, najgorsze co być może,
to mieć plamę na honorze.
Korekta