Na dalekim – hen! – zachodzie,
słońce brało kąpiel w wodzie;
gdy promyki myć skończyło,
to do łóżka – hop! – wskoczyło.
Księżyc zaczął, wraz gwiazdami,
toczyć spory z kometami.
Wietrzyk gładził morskie fale,
by spokojnie wszyscy spali.
Wtedy słońce… jak nie kichnie!
Jak coś na nim nie rozbłyśnie!
Tak się tym zdenerwowało,
że aż czarnych plam dostało.
Księżyc krzyknął: Wielkie nieba,
słońcu prędko pomóc trzeba!
Ono bardzo źle się czuje
i energię swą marnuje.
Spojrzał szybko dookoła,
zebrał z ziemi różne zioła.
Zrobił maści z nich, by w końcu
wręczyć je choremu słońcu.
Słońce maści tak wcierało,
że od razu się rozgrzało.
Wybuchnęło więc na nowo
z wielką siłą atomową.
Gdy o świcie wszyscy spali,
wietrzyk hulał już na fali.
Słońce wstało ogrzać ziemię,
znów jest zdrowe, promienieje!