Dziś pojawiły się nad miastem
białe obłoki. I kłębiaste.
Spoglądam w niebo, a nad wieżą,
chmury o kształtach dzikich zwierząt.
Jest hipopotam z wielką paszczą
i śmieszne foki, które klaszczą;
i rozczochrane dwa pawiany.
Wszyscy skąpani w jasnej pianie.
Są koczkodany (w kapeluszach)
o wystających wielkich uszach.
A nad kominem, właśnie teraz,
niczym pędziwiatr gna pantera.
Przybył też wielbłąd czterogarbny
i biały niedźwiedź, ten polarny;
i setki innych zwierzo-chmurek.
Wytwór fantazji i natury.
Nagle wiaterek hulajdusza,
zaczął w obłoki mocniej dmuchać!
Goni je, szarpie, rwie na boki,
aż pogubiły długie loki.
Chmurki cichutko zapłakały,
bo się wicherka strasznie bały.
A ten szaleje na całego…
aby błękitne wyszło niebo.