Do stu piorunów! Nadeszła burza,
słychać jak stroi swe instrumenty.
Zagra niebiańską symfonię, która
wzbudza szacunek, obawy, lęki.
Sczerniała połać błękitu nieba.
Kurtyna w górę! Scenę odsłaniać!
Już jest gotowa zacząć preludium
orkiestra, która wykona dramat.
Wtem błyskawicznie lecą pioruny.
Burza uderza z potężną siłą;
srebrzyste nitki, złowrogie struny.
W głowach i płucach aż zadudniło!
Kolejne huki, strzały i trzaski.
Odgłosy wojny, apokalipsa.
Harmonia deszczu, wiatru i światła.
Matki natury to kompozycja.
W rytm dyryguje niczym batutą,
w takt na trzy czwarte ciska gromami,
melodię, którą w chmurach wykuto,
a którą trudno spisać słowami.
I nie odpuszcza, rośnie napięcie,
niczym maestro prowadzi koncert.
Kiedy zakończy? Nie mam pojęcia…
Nagle zza chmury wyjrzało słońce.